Wiosna! Wiosna! Słońce wpada przez brudne okna. Zimowe ubrania zaczynają rywalizować w szafie z lżejszym odzieniem. Niczym świeża trawa zaczyna kiełkować myśl – czyż nie nastała pora by zrobić z tym wszystkim porządek? W ruch idą gąbki, myjki, papierowe ręczniki. Z półek znikają grube swetry, ustępując miejsca zwiewnym tkaninom. Zaczyna pachnieć wiosną…
Archiwum kategorii: Pasjonaci i kolekcjonerzy
SZTUKA CZY BIZNES? SPOTKANIE AUTORSKIE Z DOROTĄ ŻAGLEWSKĄ
W jakiej kondycji jest polski rynek sztuki? Czy dyskusja o jego charakterze ma sens? Co o rynku sztuki mówią jego główni aktorzy? Czy w ogóle istnieje coś takiego jak rynek sztuki w Polsce? W ogniu tych i innych pytań znalazła się w ubiegły czwartek autorka książki „Sztuka czy Biznes” O sekretach antykwariuszy”, Dorota Żaglewska.
12 MISECZEK DO PŁUKANIA PĘDZLI W ZAMIAN ZA… NAJDROŻSZY OBRAZ ŚWIATA?
W ciągu ostatnich kilku lat porcelanowe przedmioty są licytowane wyżej niż kiedykolwiek, a zeszły rok przyniósł rekord wszechczasów. Dlaczego warto poruszać kwestię wartości porcelany w dzisiejszym świecie, kiedy każdy z nas na co dzień używa porcelanowych naczyń, myje ręce w porcelanowej umywalce, kupuje za grosze współczesne figurki wykonane z porcelany? Dlaczego? Dlatego, że nie zawsze tak było.
Jeszcze 100 lat temu na zakup porcelanowej zastawy mogli pozwolić sobie jedynie bardzo zamożni. Jeśli cofniemy się o kolejne 200 lat natrafimy na panującą w Europie tzw. porzellankrankheit, czyli chorobę porcelanową, której ofiary przeznaczają wielkie majątki w zamian za białe złoto Dalekiego Wschodu.
George Savage, badacz zajmujący się historią i technologią porcelany dosadnie ujmuje różnicę pomiędzy dawną, a współczesną porcelaną: „Porcelana sprzed 1800 roku jest tak podobna do porcelany współczesnej, jak oryginalny obraz do oleodruku.”[1] Przyjrzyjmy się zatem cenom – najbardziej brutalnej z ocen dzieł sztuki.
Dom aukcyjny: Hugo Ruef
Cena młotkowa: $ 230 000
Ten sympatyczny sierściuch został stworzony w Miśni, zaledwie trzydzieści lat po założeniu pierwszej w Europie manufaktury porcelany. Figurka Bolończyka została zaprojektowana przez jednego z najbardziej cenionych modelarzy saksońskich – Johanna Joachima Kändlera. Stan zachowania oraz doskonały projekt zaowocowały przybiciem ceny wysokości 230 tys. dolarów.
Dom aukcyjny: Christie’s
Cena młotkowa: $ 980 000
Niecały milion dolarów trzeba było zapłacić w 2016 roku za miśnieńską figurę „Wielkiego dropa” w domu aukcyjnym Chriestie’s. Znaczne pęknięcie, widoczne pod skrzydłem ptaka, wynikające z niedoskonałości technologicznych należy brać za dobrą monetę i traktować raczej jako swoisty znak czasu, a nie wadę przedmiotu. Na cenę wpłynęła niewątpliwie niewielka częstotliwość pojawiania się podobnych okazów na rynku sztuki, czas powstania oraz rewelacyjny stan zachowania.
Dom aukcyjny: Christie’s
Cena młotkowa: $ 14 000 000
Za przyczyną Różowej Pantery przenosimy się w czasie do lat 80. XX wieku, kiedy to Jeff Koons tworzy porcelanową kobietę naturalnych rozmiarów przytulającą się do różowego pluszaka. Niebagatelna suma 14 mln dolarów została zapłacona za tę porcelanową rzeźbę w domu aukcyjnym Chriestie’s, w 2014 roku.
Dom aukcyjny: Sotheby’s, Hong Kong
Nabywca: Liu Yiqian, 2014
Cena młotkowa: $ 36 000 000
Niewielka czarka do wina, została nazwana „chicken cup” ze względu na pokrywające ją dekoracje. Informacja o jej sprzedaży obiegła świat niezwykle szybko, nie tylko z powodu rekordowej sumy, jaką wylicytowano ($ 36 000 000), ale również ze względu na nietuzinkowe zachowanie nabywcy. Liu Yiqian – milioner i miłośnik sztuki poprosił, aby do zakupionej czarki nalać mu… herbatę. Nie dość, że obiekt ma wyjątkową wartość muzealną, to został przecież stworzony z innym przeznaczeniem: czarka służyła do picia wina, nie do herbaty. Jak można się domyślić, zachowanie nabywcy spotkało się z falą krytyki. Niesłusznie, bo przecież „chicken cup” to przedmiot użytkowy!
Kolejny obiekt zadziwia pięknem i prostotą. Ta niepozorna, seledynowa miseczka służyła chińskim artystom do płukania pędzli. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że to porcelanowe cudo liczy sobie ok. 1000 lat. Powierzchnię naczynia pokrywa delikatna siateczka spękań, czyli krakelura, która zazwyczaj traktowana jest jako błąd wypału. Ale nie w tym przypadku. Artyści-rzemieślnicy tworzący porcelanowe przedmioty podczas panowania dynastii Song jako pierwsi uznawali owe spękania jako dekorację i celowo prowadzili produkcję w taki sposób, żeby krakelura pojawiła się na szkliwie. Porcelanowa miseczka do płukania pędzli została sprzedana w październiku 2017 roku i tym samym ustanowiła rekord cenowy w swojej kategorii.
Suma sięgająca 38 mln dolarów, stanowi aż 1/12 ceny najdroższego obrazu świata, czyli dzieła „Salvator Mundi” pędzla samego Leonarda da Vinci. Obraz sprzedał się w połowie listopada zeszłego roku za ok. 450 mln, co stanowi niekwestionowany rekord cenowy na rynku sztuki. Biorąc pod uwagę rangę dzieła oraz pozycję, jaką w świecie sztuki ma ten, chyba najsławniejszy malarz wszechczasów – miseczka do płukania pędzli sięgnęła niemożliwego.
Zdarzenia mające miejsce pod koniec zeszłego roku na rynku sztuki i antyków pozwalają sądzić, że obiekty porcelanowe będą coraz bardziej doceniane przez kolekcjonerów, a co za tym idzie, ich ceny będą szły w górę.
Julia Błaszczyńska
Źródła ilustracji:1. http://www.ruef-auktion.de/
2. http://www.christies.com/
3. http://www.christies.com/
4. http://usa.chinadaily.com.cn/china/2014-04/09/content_17417447.htm
5. https://blogs.wsj.com/chinarealtime/2014/07/21/art-collector-stirs-pot-with-sip-of-tea-from-36-million-cup/
6. http://wiadomosci.dziennik.pl/swiat/artykuly/559642,rekord-aukcyjny-38-mln-usd-za-naczynie-z-dynastii-song.html
7. https://yallafeed.com/mhmd-bn-slman-dfa-450-mlywn-dwlar-thmn-lwhh-almkhl-s-1456
[1] George Savage, Porcelana i jej historia, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1977
FIRMA THEODORA FAHRNERA. BIŻUTERIA, OD KTÓREJ WARTO ZACZĄĆ KOLEKCJONOWANIE
Za każdą próbą podjęcia nowego wyzwania czai się obawa. Czy dam radę? Czy posiadam dostateczne informacje, umiejętności, predyspozycje by rozpocząć nieznaną przygodę? Pojawia się niepokój o kwalifikacje, sens, ryzyko. Strach ten czai się w każdej sferze – podjęcia innej pracy, projekcie inwestycyjnym, zaangażowaniu się w nowe hobby. A co, by było gdyby okazało się, że akurat w wypadku kolekcjonowania biżuterii bojaźń wydaje się całkowicie niepotrzebna? Szczególnie jeśli kolekcjonowanie rozpocznie się od biżuterii marki Theodora Fahrnera, firmy, która od ponad stu lat elektryzuje swoją formą, wykonaniem i przede wszystkim niesłabnącą świeżością projektów…
Początki manufaktury sięgają roku 1855 i koncentrują się wokół osoby Theodora Fahrnera seniora, pierwszego założyciela firmy. Jego projekty skupione były wokół pierścionków o formie ciążącej ku historyzującym, tradycyjnym wzorom zaspokajającym gusta niewymagającej klienteli.
Po śmierci ojca w 1883 roku, Theodor Fahrner przejmuje funkcję kierowniczą firmy i rozszerza jej produkcję. Jako absolwent Kunstgewerbeschule (Szkoła Sztuki i Rzemiosła) w Pforzheim otrzymał wykształcenie, szerokie horyzonty i znajomości umożliwiające mu przekształcenie niegdyś nieistotnej fabryki pierścieni w jedną z najbardziej kreatywnych firm jubilerskich w Europie. Swoją działalność rozpoczyna od współpracy z Kolonią Artystów z Darmstadt. Jednak zdecydowany sukces firmy zaczyna się wraz z prezentacją biżuterii na Wystawie Światowej w Paryżu w 1900 roku, na której marka Theodora Fahrnera zdobywa srebrny medal.
Od tego czasu każdy chce posiadać biżuterię sygnowaną nazwiskiem artysty. Było to o tyle prostsze, że firma Fahrnera w imię założeń ruchu Arts& Craft wykonuje biżuterię dostępną dla wszystkich i – w przeciwieństwie do np. Laliquea – z założeń tych się wywiązuje. Ceny broszek, naszyjników, kolczyków i innych okazują się przystępne dla klasy średniej, wzory natomiast dorównują pomysłom innych czołowych projektantów. Rysunek biżuterii Fahrnera stanowi połączenie angielskiej sztuki secesyjnej z końca XIX wieku – wyrażającej się przede wszystkim w motywach kwiatowych – z japońską sztuką użytkową i grafiką.
W 1919 roku umiera Theodor Fahrner jednak firma istnieje nadal i ma się dobrze[i]. Tym bardziej, że wzory biżuterii zaczynają rozwijać się i zmierzać w stronę stylistki Art deco pełnej uproszczonych form i ciekawych kombinacji materiałów. Pojawia się czarna emalia i zielony agat, czerwień korali i czerń onyksów – kolorystyczny znak rozpoznawczy firmy Fahrnera z tego okresu. Wraz z ewolucją stylu do głosu dochodzić zaczęły również bardziej abstrakcyjne wzory przypominające projekty artystów wiedeńskich. Lata 30. XX wieku to także czas kiedy firma wyróżniać zaczyna się projektami opartymi na filigranie.
Po zakończeniu II Wojny Światowej notowania firmy spadają. W wyniku bombardowania duża część archiwów zostaje zniszczona. W 1979 roku umiera Herbert Braendle, ostatni właściciel firmy. Manufaktura przestaje istnieć.
Dla kolekcjonera fakt krótkiego istnienia manufaktury bywa często kluczowy dla podjęcia decyzji o tym czy wyroby danej firmy kolekcjonować czy nie. Brak kontynuacji projektów oznacza ich limitowaną obecność na rynku. Proces produkcji jest definitywnie skończony, ilość obiektów wyczerpywalna. Jednym słowem mamy do czynienia z sytuacją, w której ryzyko inwestycyjne jest niewielkie, bo notowania obiektów mogą jedynie wzrastać[ii].
Kwestia czy kupować obiekty Fahrnera i traktować je jako lokatę kapitału jest jasna. Pojawia się jednak pytanie: skąd mieć pewność, że konkretny pierścionek wyszedł z manufaktury Fahrnera skoro dawna biżuteria znakowana jest niezwykle rzadko, a jedyne co można na niej dojrzeć to wybita próba określająca ilość szlachetnego kruszcu w stopie. I to jeszcze nie zawsze.
Niezaprzeczalnym atutem biżuterii Fahrnera jest jej sygnowanie. Wybita marka ułatwia, szczególnie niewprawionemu jeszcze oku, identyfikację obiektu, a ponadto podnosi wartość biżuterii o 75%. Najczęściej spotykanym znakiem pojawiającym się na rewersie biżuterii Fahrnera jest monogram TF zamknięty w kole.
Prócz inicjałów spotkamy się z wybitą próbą srebra (niemalże jedyny metal, w którym pracował Fahrner, nierzadko złocony), miejscem wykonania: GERMANY i często z określeniem DEPOSE -oznaczającym prawa autorskie. Sporadycznie pojawiają się egzemplarze z dodatkowym monogramem artysty „zewnętrznego”, wykonującego projekt dla firmy. W latach 1901-1919 Fahrner współpracował z wybitnymi artystami, jak Josef Maria Olbrich, H.C. van de Velde, Georg Klemman, czy Patritz Huber. Poniżej w prawym górnym narożniku przykład sygnatury z monogramem Patritza Hubera.
Po śmierci Theodora Fahrnera, dołożony zostaje znak ORIGINAL FAHRNER, co umożliwia zawężanie datowania tak sygnowanego obiektu na czas po roku 1919.
Przy okazji poruszenia kwestii datowania warto wspomnieć, iż motyw filigranu charakterystyczny jest dla projektów pojawiających się po 1932 roku.
Wiemy już, które przedmioty wyszły z manufaktury Fahrnera i co oznaczają znaki wybite na rewersie. Co jednak z użytym materiałem? W wypadku oceny metalu jest to proste. Fahrner pracuje w srebrze, a informacja odnośnie próby podana jest na obiekcie. A kamienie? Tu sytuacja okazuje się również komfortowa. Fahrner nie stosuje drogich minerałów takich, jak diamenty, szmaragdy czy rubiny, a więc kamieni, których ocena prawdziwości, czystości czy masy ma znaczący wpływ na cenę biżuterii. Używa kamieni kolorowych z grupy minerałów ozdobnych, jak cytryn, ametyst, turkus czy perły, koncentrując się przede wszystkim na ich walorach kolorystycznych, oryginalnych zestawieniach i kształtach. Jednym słowem firma poddając się ruchowi Arts&Craft wyznaje filozofię, iż projektowanie i sposób wykonania ważniejsze są od wartości użytych materiałów. Wykorzystuje zatem twórczo techniki złotnicze: filigran, granulację, emalię tworząc egzemplarze charakteryzujące jego twórczość.
No dobrze. Ale czy styl prezentowany przez manufakturę się podoba? Czy wykonane przez firmę obiekty, mówiąc kolokwialnie: są ładne? Pytanie to powinniśmy postawić sobie właściwie na samym początku. Przede wszystkim przy wyborze obiektów do kolekcji należy kierować się własną, subiektywną oceną i kupować te, których linia, forma, kształt bliskie są naszemu smakowi, a nie gustom innych. Nie sposób, by dana rzecz była w stanie zaspokoić potrzeby estetyczne każdego człowieka. Jeśli jednak boimy się zaufać swojemu instynktowi i potrzebujemy obiektywnej oceny stylu Fahrnera można o nim powiedzieć przede wszystkim to, że rysunek projektów jest zaskakująco aktualny. Linia kolczyków, broszek, pierścionków, naszyjników idealnie wpisuje się we współczesne trendy uciekające przed banalnością formy. Pozornie jednoznaczne motywy, jak np. przedstawienia kwiatów u Fahrnera są najczęściej upraszczane i tak opracowywane, by forma przestawała być oczywista.
Natomiast zestawienia kolorystyczne i rozwiązania graficzne tak komponowane, iż mogą obecnie stanowić źródło inspiracji dla współczesnych artystów.
Jeżeli powyższe argumenty dlaczego warto kolekcjonować biżuterię Fahrnera wydają się dla niektórych nadal niewystarczające, a pewność siebie odnośnie własnych kwalifikacji jako kolekcjonera ciągle za mała należy sięgnąć po jeszcze jedno rozwiązanie. Publikacje. Tych powstało sporo, co dodatkowo wskazuje, jak ciekawa i doceniona jest twórczość Theodora Fahrnera. Szczególnie ostatnia pozycja z roku 2006: „Theodor Fahrner – Schmuck zwischen Avantgarde und Tradition” może okazać się bardzo pomocna. Opasły tom zawiera ponad 480 zdjęć obiektów, szczegółowe badania chronologiczne, a także wszystkie znaki ułatwiające datowanie i ustalenie dodatkowych twórców wykonujących autorskie projekty dla firmy.
Z takim zapleczem dostępu do informacji kolekcjonowanie biżuterii Fahrnera może okazać się wspaniałą zabawą dającą możliwość zasmakowania w zbieraniu pięknych i wartościowych przedmiotów. Przyjemnością, która prócz satysfakcji „upolowania” unikatowego egzemplarza daje również zupełnie mierzalne wartości materialne. Może zatem warto przy okazji noworocznych postanowień zarzucić katorżnicze diety, 4 triathlony w ciągu tygodnia, na rzecz rozsmakowania się w sztuce Theodora Fahrnera. Kolekcjonowanie nie tuczy, wyzwala endorfiny i daje dużo satysfakcji. Czego zatem chcieć więcej?
Anna Dobaczewska
[i] Od 1932 roku właścicielem firmy jest Gustav Braendle, a następnie jego syn Herbert. Obydwaj jednak posługują się znakiem towarowym Theodor Fahrner.
[ii] Niektóre przykłady biżuterii Fahrnera (głównie wykonane w latach 20. XX wieku) wzrosły w 2001 roku z 3700 $ do 11 500 $.
źródło:https://www.facebook.com/media/set/?set=a.380729458680365.95372.187619517991361&type=3
Źródła:
http://nasvete.com/theodore-fahrner-jewellery/
https://beautifulantiquetreasures.com/category/fahrner/
https://www.rubylane.com/item/627558-AJ-798/Jugendstil-Theodor-Fahrner-Art-Nouveau-Silver
Źródła ilustracji:
1. http://sdtb.de/technikmuseum/ausstellungen/944/
2. https://cdn0.rubylane.com/shops/gildedroom/AJ-798.6L.jpg?35
3. https://beautifulantiquetreasures.com/category/fahrner/
4. Kolekcja Galerii ARTYKWARIAT
5. Galeria ARTYKWARIAT. Obecnie kolekcja prywatna
6. Kolekcja Galerii ARTYKWARIAT
7. Kolekcja Galerii ARTYKWARIAT
8. Kolekcja Galerii ARTYKWARIAT
9. Theodor Fahrner Schmuck, 1990, Schmuckmuseum Pforzheim, S. 124, P. 1.93b
10. https://www.amazon.de/Theodor-Fahrner-zwischen-Avantgarde-Tradition/dp/389790225
KOLEKCJONER NA URLOPIE
KOLEKCJONER NA URLOPIE
Lato w pełni. Kiedy przeciętny obywatel myśli tylko o tym, jak uciec z miasta, zaczerpnąć świeżego powietrza i swobody w urokliwym wiejskim plenerze lub na egzotycznej plaży, prawdziwy kolekcjoner rozmyśla, jak połączyć przyjemne z pożytecznym… Przyjemne – czyli życiową pasję otaczania się sztuką – z pożytecznym – czyli wakacyjną ucieczką od rutyny dnia codziennego. Kolekcjonerowi z prawdziwego zdarzenia nie wypada bowiem zrobić sobie dłuższej przerwy od pasji zbieracza. Taka pasja zobowiązuje.
Jak zatem połączyć przyjemne z pożytecznym? W dobie Internetu nie stanowi to żadnego problemu. Dostęp online pozwala nie tylko przeglądać ciekawe aukcje, lecz również brać udział w licytacjach, nawet latem. Christie’s, co roku, właśnie w lipcu kończy sezon wielkich licytacji Old Masters oraz Impressionist & Modern. 9 lipca br., w Londynie, wysoko licytowano prace holenderskie, z rodziny Brueghelów, m.in. scenę weselną Pietera Brueghela II sprzedano za 1,2 ml. GBP, podobnie Jacoba Jordaensa – za 1,2 mnl. GBP, Willema van de Velde II – za 1,4 mln. GBP. Najwyżej wylicytowane zostało płótno Chrystus na krzyżu z warsztatu El Greca, za 2,4 GBP. W tzw. sezonie ogórkowym, podążając za trendami światowymi, wiele domów aukcyjnych oferuje letnie wyprzedaże obiektów. W tym roku takie propozycje przedstawili: Pays De Fayence Enchères & Estimations w Montauroux oraz Auktionshaus Sigalas w Hildrizhausen. W gąszczu obiektów pośledniej klasy udaje się wychwycić nietuzinkowe przedmioty w atrakcyjnej cenie.
Wakacyjne kurorty przyciągają tłumy. Wychodząc naprzeciw letnim migracjom turystów w niektórych nadmorskich miejscowościach, metropoliach okresu wakacyjnego, również organizowane są aukcje. W Polsce od lat takim miejscem jest SDA, Sopocki Dom Aukcyjny. W tym roku, w czasie wakacji odbywa się tam aż siedem aukcji: dzieł sztuki, prac na papierze, sztuki młodej oraz varia. Najbliższe – 8 i 15 sierpnia. Ostatni lot prezentowany na sierpniowej aukcji dzieł sztuki to ciekawostka dla miłośników malarstwa Wojciecha Kossaka. Pod numerem 148 znajdą Państwo srebrną papierośnicę artysty, podarowaną z okazji imienin przez płka Jana Głogowskiego. Wieko zdobi złocona paleta malarska z szafirem, brylantem, szmaragdem, kwarcem migdałowym, imitującymi odcienie farb oraz dedykacją: Wielkiemu Artyście od J.K, 23/ IV 33. Cena wywoławcza – 11 tys. PLN. We Francji, na rynku letnich sprzedaży, króluje Monako i Biarritz. 24. lipca w Monako oferowano m.in. gwasz Hiszpankę Natalii Gontcharovej z estymacją w przedziale 60 a 80 tys. EUR oraz płótno przedstawiające żonę artysty Louisa Valtata [1869-1952], wycenione między 80 a 120 tys. EUR. W tym samym domu aukcyjnym licytowano również zabytkowe samochody. Natomiast Osenat zaproponował w tym roku licytację Speed Boat Museum, gdzie w szeregu antycznych motorówek dla bogaczy znalazła się Cantiere Riva typu Aquarama z 1966 r., szacowana na 250 – 300 tys. EUR. Niestety nie znalazła nabywcy.
Pogoda sprzyja też odwiedzaniu targów staroci. Ciekawsze targowiska odbywają się w Jeleniej Górze oraz w ramach obchodów Jarmarku Dominikańskiego w Gdańsku. Poszukiwaczom skarbów życzymy sukcesów.
Tych nie zrażonych miejskim skwarem, co lubią spędzać lato w mieście i nie wpatrywać się w ekran swojego telefonu lub laptopa, serdecznie zapraszamy do obejrzenia oferty wystawienniczej i galeryjnej. Największe metropolie prześcigają się w prezentacji atrakcji w sezonie letnim. Londyńskie National Gallery od 1. kwietnia do 13. września zaprasza na wystawę: Frames in Focus The Sansovino Frame, prezentującą ramy obrazów, często bagatelizowane, wymazywane z pamięci, a niejednokrotnie będące dziełem sztuki samym w sobie. Musée d’Orsay w Paryżu zaprasza na wystawę Dolce vita? Art decoratif italien, przedstawiającą włoski design począwszy od le style Liberty, lokalnego wariantu secesji po wzornictwo futurystyczne. W Bode-Museum w Berlinie natomiast trwa wystawa Das verschwundene Museum o stanie faktycznym muzealnej kolekcji obrazów i rzeźb utraconej przez Niemców w wyniku działań wojennych. Nowy głos w dyskusji na temat grabieży wojennych nazistów. A wszystkich złaknionych doświadczania sztuki i przebywających Poznaniu zapraszamy oczywiście do ARTYKWARIATu. Tu zawsze znajdzie się coś ciekawego dla kolekcjonera z pasją.
Magdalena Dworak-Mróz
REKORDOWY PICASSO / cz. 1
REKORDOWY PICASSO /cz. 1
Picasso znów święci triumfy. Jest artystą, którego prace najczęściej biją rekordy sprzedaży. 11 maja, na aukcji w nowojorskim Christie’s wylicytowano płótno Les Femmes d’Algers (wersja „O”) Pabla Picassa z 1955 roku za 179 365 000 USD (159 mln. EUR).
Tę, trwającą 11 minut, licytację świat sztuki zapamięta na długo. Przewiduje się, że nieprędko pojawi się praca, która wzbudzi podobne zainteresowanie. Poprzedni rekord, ustanowiony przez Tryptyk Francisa Bacona w 2013 roku, to 142 mln. USD. Co sprawia, że kolekcjonerzy gotowi są zapłacić tak dużo pieniędzy za jeden obraz? Dlaczego właśnie ten Picasso jest tak wyjątkowy?
Les Femmes d’Algers (Kobiety z Algierii) są jednym z serii obrazów poświęconych tej tematyce. To „kulminacja Herkulesowego wyczynu”, którego podjął się Picasso pod koniec 1954 roku (1). W uznaniu zasług wielkiego artysty i konkurenta, Henri Matisse’a, zaledwie 5 tygodni po jego śmierci, malarz sięgnął po temat ich wspólnego mistrza, Eugène’a Delacroix. Picasso miał powiedzieć, „Matisse zostawił mi w spuściźnie temat odalisek.”(2) Pomiędzy grudniem 1954 a lutym 1955 roku powstało blisko sto szkiców i piętnaście wariantów kompozycji na płótnie, opatrzonych opisem od „wersji A” do „O”. Wszystkie bezpośrednio odwoływały się do obrazu Delacroix o zbliżonym tytule z 1834 roku.
Orientalny temat w wykonaniu Picassa zyskał ultranowoczesne ujęcie. Krzykliwe kolory, kubizujące formy, zerwanie z perspektywą sprawiają, że obraz staje się syntezą powojennych poszukiwań artysty, jego „gesamtkunstwerk” tego okresu. Przez krytyków porównywany z Pannami z Awinionu (1907 r.) i Guernicą (1937 r.), jest jednym z ostatnich wielkich dzieł Picassa w prywatnych rękach. Był wystawiany na wszystkich większych retrospektywach twórczości Picassa, między innymi w Museum of Modern Art i Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku, w National Gallery i Tate Britain w Londynie czy w Grand Palais w Paryżu. Jego proweniencja również nie budzi zastrzeżeń. W czerwcu 1956 roku został zakupiony razem ze wszystkimi pracami z serii za 212 500USD przez Victora i Sally Ganz od Galerie Louise Leiris, która przejęła działalność Daniela-Henry’ego Kahnweilera. W 1997 roku wystawiony został na aukcję kolekcji państwa Ganz w nowojorskim Christie’s, osiągając cenę 31,9 mln. USD (3). By pojawić się ponownie w Christie’s w Nowym Jorku 18 lat później z estymacją na poziomie 140 mln. USD i wywindować ostateczną cenę sprzedaży do 179,3 mln. USD. Imponujący wzrost ceny!
Les Femmes d’Algers to z pewnością wyjątkowa praca uznanego artysty – geniusza XX wieku. Jej niezaprzeczalnym atutem jest precyzja i wypracowanie szczegółów, charakterystyczne dla ostatniej pracy z serii, której rozproszone warianty znalazły już schronienie w kolekcjach muzealnych (wersja „L” znajduje się w Berggruen Museum w Berlinie, wersja „N” została zakupiona dla Washington University w St. Louis) (4). Działanie prawa serii można również dostrzec przy sprzedażach Graczy w karty Paula Cézanne’a (259 mln. USD), Krzyku Edvarda Muncha (119,9 mln. USD) czy Kobiety III Willema de Kooninga (137,5 mln. USD). Jej renomę potwierdza obszerna ilość wystaw i publikacji oraz wyjątkowa proweniencja. Prace z kolekcji państwa Ganz są niezwykle cenione na rynku. Nobilitujące dla tej transakcji było na pewno miejsce sprzedaży – prestiżowa siedziba Christie’s – Rockefeller Plaza na Manhattanie. Do równania opisującego fenomen tak rekordowej transakcji potrzebna jest jeszcze jedna zmienna – nabywca. Pan X, opętany rządzą posiadania miłośnik Picassa czy na trzeźwo kalkulujący możliwe zyski finansista a może racjonalny kolekcjoner chcący wzbogacić swój zbiór, tak czy inaczej ktoś skłonny umniejszyć swój budżet prawie o 180 mln. USD. Niedawno w prasie ujawniono jego tożsamość. To Hamad bin Jassim bin Jaber Al Thani, były premier rządu katarskiego (5).
Obrazy Picassa rozgościły się na dobre w zestawieniach rekordowych sprzedaży. Będziemy się im przyglądać w najbliższym czasie.
Magdalena Dworak-Mróz
Źródła:
(1) http://www.christies.com/features/Picasso-5829-1.aspx
(2) www.en.wikipedia.org/wiki/Les_Femmes_d’Alger
(3) http://www.theguardian.com/artanddesign/2015/may/12/179m-picasso-could-hold-world-record-for-a-decade
(4) www.en.wikipedia.org/wiki/Les_Femmes_d’Alger
(5) https://news.artnet.com/market/record-breaking-picasso-painting-qatar-300723
AUKCJA STULECIA. WSPOMNIENIE.
AUKCJA STULECIA. WSPOMNIENIE.
„Ważna”, „niezwykła”, „rekordowa” – takimi epitetami między innymi określano licytację, która przeszła do historii jako aukcja stulecia. Dokładnie sześć lat temu, między 23 a 25 lutym Christie’s w Paryżu wystawiło na sprzedaż unikalny zbiór dzieł sztuki, kolekcję Yves Saint Laurenta i Pierre’a Bergé. Trzydniowy maraton licytacji, ponad 700 oferowanych, unikalnych przedmiotów, zjawiskowa sceneria secesyjnego wnętrza Grand Palais oraz działające jak magnes nazwisko Yves Saint Laurenta [1936-2008], ikony francuskiego haute couture i prêt-à-porter, zgromadziły setki kolekcjonerów, marszandów i amatorów sztuki, przynosząc 96-procentową sprzedaż i nadspodziewany wynik 373,9 mln. EUR (476 mln. USD) (1).
Ten niezwykły duet, Laurent-Bergé, partnerzy w życiu i biznesie, na polu mody zrewolucjonizowali wizerunek kobiety XX wieku, ubierając ją w smoking, tweedowe marynarki i przezroczyste bluzki. W domowym zaciszu kilku swoich apartamentów, daczy w Normandii i pied-à-terre w Marakeszu na przestrzeni 50 lat zgromadzili niezwykłe obiekty, od obrazów dawnych mistrzów, impresjonistów, malarzy XX wieku, przez rzymskie, chińskie i awangardowe rzeźby, meble Art déco, po szeroki wachlarz sztuk użytkowych: szkła, ceramiki, kamieni szlachetnych i sreber. Ten eklektyczny zbiór przedmiotów, starannie dobranych, tak aby każdy kolejny uzupełniał poprzednie, został sprzedany decyzją Pierre’a Bergé zaledwie kilka miesięcy po śmierci Yves Saint Laurenta, by wspomóc działalność ich wspólnego projektu, stworzenia muzeum mody Laurenta oraz dotować działalność Fundacji Bergé do walki z AIDS. Bergé tak komentował swoją decyzję: Będę asystował w pogrzebie naszej kolekcji, lecz nie będzie to pogrzeb obrazów i przedmiotów, bo one rozpoczną nowe życie. Mam nadzieję, że odlecą jak ptaki i znajdą nowe miejsca, gdzie osiądą.(2)
Los tych przedmiotów za każdym razem pieczętowało uderzenie młotka, nierzadko sytuując je w kategoriach rekordowych sprzedaży. Nobilitująca proweniencja obiektów, symbolicznie obłaskawionych pierwotnym gestem wyboru wielkiego kreatora, zaowocowała podniesieniem wartości poszczególnych przedmiotów. Już pierwszego dnia, podczas licytacji malarstwa i rzeźby, ustanowiono światowe rekordy dla prac Jamesa Ensora [4,9 mln. EUR], Marcela Duchampa [ 8,9 mln. EUR], Josepha Ferdinanda Légera [11,5 mln. EUR], ConstantinaBrâncușiego [29,2 mln. EUR], Pieta Mondriana [21,5 mln. EUR] i Henri Matisse’a, który mimo niskiej estymacji na poziomie 12 mln. EUR, został kupiony przez Francka Giraud, nowojorskiego marszanda za 35,9 mln. EUR (3) (4).
Szczególne miejsce w kolekcji Laurent-Bergé zajmowały obrazy Pieta Mondriana, dwie wersje pejzażu z lat 1906-1907 oraz trzy kompozycje abstrakcyjne z 1918, 1920 i 1922 r., każda z nich wyznaczała pewien etap ewolucji neoplastycyzmu. Mondriany były wyjątkowo cennym nabytkiem projektanta, którego życie przeplatało się ze sztuką na wielu płaszczyznach. Zwłaszcza gdy w 1965 roku malarstwo Pieta Mondriana (jak i Serge Poliakoffa) stało się bezpośrednią inspiracją do powstania kolekcji „Mondrian”, sześciu koktailowych sukienek o prostych fasonach i geometrycznych wzorach imitujących płótna holenderskiego malarza. Dziś mondrianowskie kreacje Laurenta oglądać można między innymi w Rijksmuseum w Amsterdamie, Muzeum Wiktorii i Alberta w Londynie oraz Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku.
Największym zaskoczeniem były aukcje mebli i sztuki użytkowej. W trakcie licytacji Art déco dwukrotnie padł rekord dla projektów Eileen Gray. Philippe Segalot z Nowego Jorku wylicytował bufet z laki, zaprojektowany w latach 1915-1917 dla apartamentu przy ulicy Lota, należącego do
Suzanne Talbot, za 3,9 mln. EUR, ustanawiając rekord dla prac Gray. Zaledwie kilkadziesiąt minut później, w ferworze licytacji między Cheska Vallois, właścicielką paryskiej Galerie de l’Art déco a anonimowym telefonicznym oferentem rozegrała się emocjonująca walka. Jej przedmiotem był słynny dragon chair, nietypowy fotel pokryty brązową, skórzaną tapicerką, z fantazyjnie rzeźbionymi, smoczymi poręczami z drewna, również autorstwa Eileen Gray, z udokumentowaną proweniencją sięgającą wspomnianego już apartamentu Suzanne Talbot. Szacowany w przedziale 2-3 mln. EUR fotel został ostatecznie wylicytowany za 21,9 mln. EUR, osiągając najwyższą cenę, jaka kiedykolwiek padła na aukcji designu XX wieku. Szczęśliwymi właścicielami zostali Robert i Cheska Valois, którzy sprzedali Laurentowi ten sam fotel w latach siedemdziesiątych (5). W aukcji sreber aktywnie uczestniczyła Galerie J. Kugel, kupując kilka obiektow, w tym puchar z Osterode z 1649 roku za 843 tys. EUR. Zakupów dokonywały również muzea, korzystając z prawa pierwokupu, Musée du Louvre, między innymi, zakupiło miniaturę reprezentacyjną Ludwika XIV za 481 tys. EUR (6).
Aukcji towarzyszył również posmak skandalu. Z chwilą upublicznienia katalogu aukcyjnego pojawiły się naciski ze strony instytucji chińskich, domagających się wstrzymania aukcji i zwrotu dwóch rzeźb, grabieży z czasów wojen opiumowych. Dwa wizerunki królika i szczura, chińskich znaków zodiaku, były częścią dekoracji fontanny dawnego Letniego Pałacu w Pekinie, spalonego w 1860 roku przez oddziały wojsk francuskich i angielskich. Sprawa zakończyła się w sądzie, który uznał własność Pierre’a Bergé i zezwolił na dalszą sprzedaż (7). Wystawione na aukcji przedmioty zostały wylicytowane za 31,4 mln. EUR. Ich nabywca Cai Mingchao, chiński kolekcjoner, odmówił jednak spłacenia należności składając oświadczenie, iż jego uczestnictwo w aukcji miało charakter protestu politycznego przeciwko bezprawnej transakcji, którą Christie’s chciało sankcjonować (8). Ostatecznie, 26 kwietnia 2013 roku rzeźby zostały zwrócone Narodowemu Muzeum w Pekinie przez François-Henri Pinault, który jest właścicielem Christie’s (9).
Odbywająca się w głębokim cieniu światowego kryzysu finansowego aukcja, mimo wysokich estymacji, zaskoczyła uczestników swoim wynikiem. 373, 9 mln. EUR to absolutnie rekordowa sprzedaż. Wir licytacji po raz kolejny udowodnił, jak wielkie emocje rządzą światem sztuki. Ambicje artystów zaklęte w ich dziełach stanęły oko w oko z rządzą posiadania neurotycznych kolekcjonerów. Pasja właścicieli Yves Saint Laurenta i Pierre’a Bergé zespolona z geniuszem wielkich mistrzów, Théodore Géricault, Francisco Goyi, Henri Matisse’a, Marcela Duchampa, Pieta Mondriana czy Eileen Gray, podniosła rangę i prestiż dzieł, sytuując je w kategorii przedmiotów „pożądanych”. Wraz z ostatnim uderzeniem młotka kolekcja Laurent-Bergé rozpierzchła się a jej poszczególnym cząstkom zaoferowane zostało nowe życie, być może w równie wysmakowanym otoczeniu.
Magdalena Dworak-Mróz
Przypisy:
(1) Tym samym bijąc dotychczasowy rekord sprzedaży prywatnego zbioru, który padł w 1997 roku podczas licytacji kolekcji Victora i Sally Ganz
(206,5 mln. USD).
(2) L’Amour fou – Yves Saint Laurent (2010), reż. Pierre Thoretton.
(3) Katalog i wyniki aukcji (w:) www.christies.com/lotfinder/salebrowse.aspx?intsaleid=22294&viewType=list&action=paging&pg=2
(4) Spectacular Yves Saint Laurent auction raises record breaking $264 million, sets records for Mondrian, Matisse, February 24th, 2009, (w:)
www.artobserved.com/2009/02/spectacular-yves-saint-laurent-auction-raises-record-breaking-264-million-sets-records-for-mondrian-matisse/
(5) Scott Reyburn, Yves Saint Laurent’s Leather Chair Fetches Record $28 Million, February 25, 2009 (w:) http://www.bloomberg.com/apps/news?
pid=newsarchive&sid=aCeB8OkjyI8w
(6) http://www.christies.com/presscenter/pdf/02242009/145948.pdf
(7) Pierre Bergé rzekomo nie odżegnywał się od zwrotu wspomnianych rzeźb, stawiając jeden warunek, rządając zwrócenia wolności Tybetowi (w:) http://www.telegraph.co.uk/news/worldnews/asia/china/4781529/China-tries-to-stop-Yves-St-Laurent-Christies-art-auction.html
(8) http://www.forbes.com/2009/03/02/christies-auction-sabotage-lifestyle-collecting_chinese_sculptures.html
(9) http://uk.phaidon.com/agenda/art/articles/2013/april/29/christies-head-give-bronzes-back-to-china/
25 LAT RYNKU SZTUKI W POLSCE
25 LAT WOLNEGO RYNKU SZTUKI W POLSCE
Początek roku sprzyja rozrachunkom z przeszłością i robieniu planów na przyszłość, to także czas podsumowań. Dla polskiego rynku sztuki miniony 2014 rok był przełomowy, przynajmniej pod względem symbolicznym. Świętowaliśmy 25 lat wolnego rynku w Polsce, również wolnego rynku sztuki. Tylko pytanie brzmi: czy naprawdę mamy co świętować? Czy przyglądając się polskiemu rynkowi sztuki możemy mieć powody do radości i optymizmu? Spójrzmy w telegraficznym skrócie, jak wyglądało ostatnie 25 lat na polskim rynku sztuki.
Cezura ‘89 roku w naturalny sposób przyczyniła się do zmiany myślenia o obiegu artystycznym i wyznaczyła moment odrodzenia się rynku sztuki w Polsce. W doświadczonym przez historię kraju, którego dziedzictwo narodowe zostało rozkradzione w czasie II wojny światowej, w kraju, którego kulturę wyniszczył okres komunizmu, wraz z wprowadzeniem gospodarki wolnorynkowej wzrosła potrzeba rozbudowania sieci podmiotów gospodarczych profesjonalnie zajmujących się obrotem dziełami sztuki. Do tej pory glejt od władzy w tym zakresie dzierżyła Desa (skrót od Dzieła Sztuki i Antyki), założona w 1950 roku jako scentralizowane przedsiębiorstwo państwowe z filiami w większych miastach wojewódzkich, oferująca obiekty „spod lady” w cenie uzależnionej, między innymi, od rozmiaru obrazu, co z ironią wspominają jej dawni klienci. Wyjątkowa na tym tle była działalność krakowskiej Desy, od 1967 roku prowadzonej przez Danutę Józefinkową, która aktywnie promowała i handlowała sztuką współczesną. Inicjatyw o charakterze komercyjnych za komuny było jak na lekarstwo. W Warszawie, w ramach Desy funkcjonowała Galeria Zapiecek, od 1977 roku Galeria Piotra Nowickiego (1) a w latach 1986-1991 prowadzona z rozmachem działalność Andrzeja Bonarskiego (2). Stanowiły one wąski margines w porównaniu z galeriami o charakterze wystawienniczym, promującymi artystów awangardy, nawiązującymi swą działalnością do konceptualnych tendencji lat 60. i 70. czy konspiracyjno-kolektywnych działań Kultury Zrzuty lat 80. Te ostatnie nie odpowiadały zapotrzebowaniom kiełkującego w Polsce kapitalizmu. Tę oczywistą lukę systemu wykorzystały nowopowstające domy aukcyjne. Rempex, Agra Art, Ostoya, swój rodowód wywodzą właśnie z okresu przełomu, 1989 i 1990 roku. Desa Unicum, rynkowy gigant, organizujący najwięcej aukcji o różnej tematyce, powstał kilka lat później, w 1998 roku, z połączenia jednej z filii Desy i domu aukcyjnego Unicum (3).
Wraz z otwarciem wolnego rynku sztuki w Polsce prognozowano jego skokowy rozwój. Początkowo, z uwagi na skąpą ilość galerii nie trzeba było długo zabiegać o klienta. Polaków oczarowało malarstwo polskie. Zapominając o tradycji wielkich polskich kolekcji malarstwa europejskiego, budowanych przez kilka pokoleń rodzin Czartoryskich, Raczyńskich czy Lanckorońskich, polscy kolekcjonerzy z sentymentem sięgali i nadal sięgają po płótna Józefa Brandta, Stanisława Wyspiańskiego czy Eugeniusza Zaka, doceniając kunszt i geniusz malarstwa Monachijczyków, Młodej Polski czy École de Paris. W krótkim czasie na aukcjach padały milionowe kwoty; za „Próbę czwórki” Józefa Chełmońskiego w 2001 roku zapłacono 1,2 mln. PLN, za „Żebrzącego rozbitka” Henryka Siemiradzkiego w 2000 roku – 2,1 mln. PLN, a za „Polskiego Hektora” Jacka Malczewskiego w 2013 roku – 2,6 mln. PLN (5) (6). Zgodnie ze światową tendencją wysoko cenieni stali się też powojenni klasycy. Absolutnie rekordowa sprzedaż w tej kategorii miała miejsce w grudniu 2014 roku w Desie Unicum, „Detal 2890944-2910059” Romana Opałki został wylicytowany za ponad 2 mln. PLN (z premią dla DA) (7).
Henryk Siemiradzki, Żebrzący_rozbitek, 1878 r.
Polswiss Art 2000 r., 2,13 mln. PLN
Sotheby’s 2013 r., 1 mln. GBP
Żródło: www.wikipedia.pl
Na rynku pojawili się również oszuści i hochsztaplerzy. Opinią publiczną wstrząsnęła sprawa spółki Artyści Biznesu (Art-B), znanej raczej na polu finansowych malwersacji. Panowie Bogusław Bagsik i Andrzej Gąsiorowski, rozpoczynając działalność firmy z kapitałem zakładowym w wysokości 100 tys. zł (10 PLN) za pomocą oscylatora ekonomicznego wydobyli z polskich bankiów 420 mld. zł (8). Na polu sztuki zainicjowali modę na kolekcjonerstwo wśród elit biznesu. W ich zbiorze znalazły się dwie grafiki Pabla Picassa, rysunek Auguste’a Renoira, prace Witkacego, Teodora Axentowicza, płótna Józefa Brandta, Meli Muter, Tadeusza Makowskiego i Jacka Malczewskiego oraz wyroby złotnicze Jana Jerzego Bandaua II. Część kolekcji sztuki Art-B została przekazana w depozyt Muzeum Narodowemu w Warszawie (9).
Na przestrzeni ostatnich 25 lat w Polsce powstało wiele imponujących zbiorów dzieł sztuki. Najbardziej rozpoznawalna jest kolekcja Wojciecha Fibaka, za którego artystycznymi wyborami podążali inni kolekcjonerzy. Nie sposób pominąć kolekcji Krzysztofa Musiała, Fundacji Signum, stworzonej przez Hannę i Jarosława Przyborowskich oraz Fundacji Ryszarda Krauzego. Od lat budowana jest również kolekcja Grażyny Kulczyk, której trzon stanowią polskie i zagraniczne gwiazdy sztuki nowoczesnej, takie jak Andrzej Wróblewski, Tadeusz Kantor, Alina Szapocznikow, Mariko Mori, Bruno Schulz i Andy Warhol.
Jacek Malczewski, Hektor Polski, 1913 r.
Polswiss Art, 2,6 mln. PLN
Żródło: www.polskieradio.pl
Powolna stagnacja na rynku sztuki wiązała się z narastającymi problemami systemowymi. Na przeszkodzie w drodze do finansowego Eldorado na polskim rynku sztuki stanęły między innymi niska podaż wartościowych prac w kraju wydrenowanym przez wojnę i komunizm, administracyjne ograniczenia eksportu dzieł sztuki, brak kapitału, czego wynikiem była i jest ciągła dominacja sprzedaży komisowej w galeriach i antykwariatach, mały udział inwestorów instytucjonalnych (banków, funduszy inwestycyjnych, muzeów), znikoma ilość ekspertów na usługach rynku i związane z tym niebezpieczeństwo obrotu fałszerstwami. Niektóre z nich udało się rozwiązać, przynajmniej częściowo. Z brakiem podaży w kraju walczono robiąc zakupy za granicą lub otwierając kolejne segmenty rynku, takie jak sztuka młodych artystów czy, ostatnio, sztuka komiksu, tym samym kreując przeświadczenie, że rynek sztuki jest rynkiem dla każdego. Inicjatywa ustawodawcza, normująca poszczególne obszary rynku, takie jak wywóz zabytków, restytucja zagarniętych i zagrabionych w czasie wojny dzieł sztuki, zbyt wolno, rzec by się chciało, podążała i podąża za zapotrzebowaniem rynku. Dopiero w czerwcu 2010 roku weszła w życie nowelizacja ustawy, zezwalająca na swobodny wywóz dzieł sztuki w obrębie określonych progów kwotowo-wiekowych. Dla dawnego malarstwa kwotą graniczną jest 40 tys. PLN. Nadal palące są kwestie zawodu eksperta i fałszerstw. Według różnych szacunków liczba fałszywych dzieł sztuki oferowanych w obrocie waha się między 10 a 30% i na szczęście wydaje się z roku na rok maleć, do czego przyczynia się postępująca profesjonalizacja podmiotów rynku.
Rozwinięte rynki sztuki cechuje dywersyfikacja ról poszczególnych uczestników. Pion promocji, reprezentowany przez galerie wystawiennicze i instytucje kultury, obiektywizuje krytyka a wzmacniają galerie komercyjne i domy aukcyjne. W Polsce w porównaniu do wielkości rynku, najbardziej rozwinięty jest w tej chwili sektor aukcyjny. Wciąż niewystarczająca jest ilość sprofilowanych galerii, które kształtują gusta przyszłych nabywców. Wyjątkowe na tym tle jawią się, między innymi, krakowska Galeria Starmach i warszawska Fundacja Galerii Foksal. Mimo znaczącej poprawy nadal wiele muzeów i galerii publicznych oferuje mało interesujący program wydarzeń, nie wspomagany działalnością edukacyjną z prawdziwego zdarzenia. A krytycy praktycznie zajmują się tylko sztuką współczesną. Medium o dużym potencjale są czasopisma, przy czym te, które odnosiły się bezpośrednio do rynku sztuki, jak Sztuka.pl czy Art & Business, albo już nie istnieją albo nie wykorzystują w pełni swoich możliwości w tym zakresie. Jedną z najbardziej rozpoznawalnych „marek” na rynku jest artinfo.pl, początkowo portal informacyjny, zbierający notowania aukcyjne, od kilku lat reprezentujący również klientów na aukcjach. Podobnej kumulacji ról podjęły się w ostatnich latach domy aukcyjne, promując młodych artystów poprzez organizowanie aukcji ich prac. Na tym tle liczne kontrowersje wzbudzał DA Abbey House, który werbował artystów a w zamian za oferowaną pensję, rozporządzał ich pracami. 31 lipca 2011 roku, podczas zamkniętej licytacji sprzedany został obraz Agaty Kleczkowskiej, wtedy jeszcze studentki warszawskiej ASP za dyskusyjne 160 tys. PLN, wyprzedzając w polskich rankingach miedzy innymi Wilhelma Sasnala. Spółka akcyjna Abbey House Group w połowie minionego roku przeniosła swoje aktywa, przejmując ArtNews LCC i zakończyła działalność jako dom aukcyjny/galeria. Z końcem roku odbyła się licytacja prac będących własnością galerii, przynosząc nadspodziewany zysk, jak głoszą portale biznesowe (10).
Gdyby porównać światowy rynek sztuki do oceanu, to znalazłoby się w nim miejsce i dla małych i dużych firm, dla chudych i grubych ryb. Polski krajobraz jawi się dużo bardziej kuriozalnie. To wanna, w której kilka rekinów bezskutecznie próbuje wywalczyć sobie dominującą pozycję (11). Przynajmniej do niedawna tak było. Trudno się dziwić takim porównaniom, nie można bagatelizować długoletniej, nieprzerwanej tradycji obrotu sztuką w zachodniej Europie. 25. rocznica rynku sztuki w Polsce zbiega się w czasie z 250. rocznicą w krajach anglosaskich. Polskę w tym nierównym zestawieniu reprezentować może roczne, raczkujące niemowlę, które jeszcze nie mówi, zaczyna dopiero stawiać pierwsze, niepewne kroki, przedstawicielem Anglii będzie wygadany 10-latek, który nie tylko biega, skacze, pływa, gra – głównie na nerwach rodziców i nauczycieli, ale przede wszystkim czyta, pisze i biegle posługuje się komputerem. Cóż rzec więcej…
Jakie perspektywy rozwoju można wytyczyć dla polskiego rynku sztuki? Być może, dzięki postępującej technicyzacji i informatyzacji, zwiększającego się udziału Internetu w obrocie dziełami sztuki uda nam się nadgonić stracony czas. To nie powinno być jednak naszym priorytetem. Powinnyśmy starać się pracować nad zmianą mentalności przeciętnego Polaka, by poczuł różnicę miedzy plakatem z IKEI a pierwodrukiem „Bulwaru zachodzącego słońca” Waldemara Świerzego, by poczuł potrzebę zawieszenia na ścianie obrazu zamiast trzeciego telewizora, by wreszcie poczuł potrzebę otaczania się sztuką na codzień. Poranna kawa w filiżance z lat 20. nie musi powodować drżenia rąk a może być przejawem dobrego smaku.
Magdalena Dworak-Mróz
Przypisy:
(1) http://info.galerie.art.pl/galerie/nowicki.html (2) Łukasz Gorczyca, Polski szyk i klasa średnia. Działalność wystawiennicza Andrzeja Bonarskiego w latach 1986–1991 (w:) http://artmuseum.pl/pl/publikacje-online/lukasz-gorczyca-polski-szyk-i-klasa-srednia-dzialalnosc (3) Tryumf moderny (w:) http://nimoz.pl/pl/wydawnictwa/czasopisma/cenne-bezcenne-utracone-archiwum/1999/nr-11999/tryumf-moderny/print (5) https://rynekisztuka.pl/2012/09/05/rekordy-aukcyjne-na-polskim-rynku-sztuki/ (6) http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/994926,Polski-Hektor-Jacka-Malczewskiego-sprzedany-na-aukcji-za-26-mln-zl (7) Rekordowa aukcja w Warszawie. Takiej ceny za dzieło sztuki współczesnej jeszcze nie było. (w:)http://m.kultura.gazeta.pl/kultura/1,116109,17119081,Rekordowa_aukcja_w_Warszawie__Takiej_ceny_za_dzielo.html
(8) „Artyści biznesu” mieli obrabować polskie banki na 420 mln zł. Art-B, czyli największa afera gospodarcza ćwierćwiecza (materiał filmowy) http://wyborcza.biz/biznes/10,129723,15886611.html#ixzz3OKpb0Asq (9) http://kultura.wp.pl/gid,11204978,galeria.html?T%5Bpage%5D=13
(10) Sprzedaż obrazów z galerii „Abbey House Gallery” (w:) http://www.bankier.pl/wiadomosc/ARTNEWS-Sprzedaz-obrazow-z-galerii-Abbey-House-Gallery-aktualizacja-informacji-7230108.html
(11) Korzystam ze sformułowania zasłyszanego od Konrada Szukalskiego z Agry Art.