Za nami pierwszy z cyklu wykład towarzyszący wystawie Tajemniczy Ogród. O mimetyzmie i wyobraźni artystycznej, a także ciekawostkach dotyczących kwiatów i ich rozpoznawania oraz znaczeniu poszczególnych gatunków w kulturze, opowiadała Zofia Strzelczyk, kuratorka wystawy.
Archiwa tagu: Spotkanie ze sztuką
PO DRUGIEJ STRONIE OBRAZU
O tym, co odkryliśmy po drugiej stronie obrazu
PO DRUGIEJ STRONIE OBRAZU 11.05-30.06.2017
WYSTAWA W GALERII ARTYKWARIAT
Czy wszystko już było?
W maju i czerwcu mieliśmy w Artykwariacie niezwykłą wystawę. Potrzebowaliśmy nowości, świeżości w spojrzeniu na sztukę. Czy wszystko już było? Czego jeszcze nie pokazywano? Od zawsze nęciła nas materia malarstwa, to, co jest domeną konserwatora, a do czego zwykły śmiertelnik nie ma dostępu: te wszystkie kliny, łatki, nalepki z wystaw! I tak odwrocia obrazów, dotychczas zawsze ukryte, pomijane, niedoceniane, tym razem ujrzały światło dzienne. Dzisiaj, już po zamknięciu ekspozycji, zastanawiam się, czego się dowiedzieliśmy i nauczyliśmy dzięki odwrociom?
Oficjalny początek, czyli wernisaż wystawy
Obraz jako całość
Etap obmyślania koncepcji i przygotowań wystawy „Po drugiej stronie obrazu” wymagał nie lada kreatywności: takiej wystawy jeszcze nie było. Trzynaście lat wcześniej w Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku pokazano odwrocia, skupiając się jednak na obecnych tam przedstawieniach malarskich. A dwa lata temu Muzeum Sztuki Nowoczesnej wyeksponowana z dwóch stron obrazy Andrzeja Wróblewskiego – ale i tu skupiono się na dwustronnych obrazach artysty. A my w Artykwariacie chcieliśmy czegoś innego, nieznanego: poznania odwroci jako takich, jako materii, konstrukcji i ukrytej w nich historii. Interesowały nas jako „ciało obrazu”: podstawa dla tego, co namalowane. Ważne więc stało się wszystko, co znaleźliśmy na odwrociach. Doceniliśmy każdą krajkę, ślad dłuta, odcisk pieczęci, gwóźdź. Nie pomijaliśmy niczego, zrywając z porządkiem, który stawia to, co namalowane, ponad innymi elementami obrazu.
I to była pierwsza nauka płynąca z wystawy. W obrazie ważne jest WSZYSTKO: warstwa malarska, płótno lub deska podobrazia, sposób oprawy, konstrukcja blejtramu, stan zachowania tychże elementów, a także obecność i kondycja materiałów dodatkowych: nalepek, oznaczeń, napisów. To kluczowe nie tylko dla muzealnika, ale też prywatnego kolekcjonera. Wszystko to może powiedzieć nam, jak stary jest obraz i jak długo jeszcze pożyje, skąd się wziął, do kogo należał i co się z nim działo. Spojrzenie na tył malowidła, może ustrzec nas przez wpadnięciem w pułapkę falsyfikatu. Nie zapominajmy o bokach! Warto przed zakupem wyciągnąć z ramy lub zza szkła bo coś, co wygląda na przepiękny „olej na płótnie” może być podmalowaną fotografią lub oleodrukiem.
Wyzwania techniczne: jak bezpiecznie i efektownie pokazać obraz z dwóch stron
To oczywiste, że dzięki wystawie pogłębiliśmy wiedzę – o malarstwie, artystach i historii. Ale przez myśl nam nie przeszło, ile dowiemy się o… dendrologii. A przecież, tak jak obrazy, drzewa nie lubią diametralnych wahań temperatury i wilgotności, preferując łagodny mikroklimat. Olejki eteryczne, wykorzystywane w terpentynie, służą sosnom do ochrony przed pasożytami, podobnie jak garbniki zawarte w drewnie dębowym.
Wystawa po raz kolejny udowodniła, że świat muzeów i muzealników może być bardzo przyjazny i otwarty na inicjatywy takie, jak nasza. Spotkaliśmy się z wielką życzliwością Muzeum Narodowego w Poznaniu i Muzeum Mazowieckiego w Płocku. Szczególnie dziękujemy panu Piotrowi Michałowskiemu z poznańskiego Muzeum za przekazanie ogromnej wiedzy o wypożyczonym „Kuszeniu św. Antoniego”.
Wspaniałe muzealne odwrocia: XVIII-wieczne „Kuszenie św. Antoniego” z Muzeum Narodowego w Poznaniu i „Pejzaż” Jana Stanisławskiego z Muzeum Mazowieckiego w Płocku
Na czym malował van Gogh?
Po drugiej stronie obrazu odkryliśmy też niesamowitą sensualność sztuki, jej cielesność. Podczas zajęć z młodzieżą i warsztatów na Nocy Muzeów wspólnie z widzami odkrywaliśmy i ulegaliśmy fascynacji namacalnością sztuki. Smakowaliśmy olej lniany, by poczuć, co leży u podstaw malarstwa olejnego. Badaliśmy kawałki różnych gatunków drewna, by poznać trwałość dębu i miękkość lipy. Sprawdzaliśmy wytrzymałość tkaniny płóciennej, zbijaliśmy deski blejtramów. Unikalną sytuacją dla wielu odbiorców naszych wydarzeń była możliwość samodzielnego czyszczenia starego, zabrudzonego płótna patyczkiem nasączonym terpentyną. To był kontakt ze sztuką niemożliwy do doświadczenia w muzeum.
Tłumy, istne wariactwo i bachanalia sztuki na Nocy Muzeów 2017
Wystawa otworzyła nam oczy na problemy znane wąskiemu gronu konserwatorów sztuki. Jak prostuje się wygiętą deskę podobrazia, by nie dopuścić do pęknięć i zniszczeń warstwy malarskiej? Katarzyna Męczyńska z Muzeum Narodowego w Poznaniu wygłosiła wykład o wyzwaniach konserwacji dzieł. Bohaterem tej prelekcji była słynna „Plaża w Pourville” Claude’a Moneta: wycięta z ramy i skradziona, a po odnalezieniu pieczołowicie sklejana tak, aby naciągnąć ją na oryginalny blejtram.
Drugi wykładowca, Mirosław Wachowiak z Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, opowiedział o specyfice lnianych i drewnianych podobrazi. W pamięci utkwiła nam szczególnie historia płócien Vincenta van Gogha pochodzących z kolekcji Muzeum van Gogha w Amsterdamie. Zostały one przebadane komputerowo i analizowane pod kątem splotu nici i ich biegu, zwłaszcza tam, gdzie widać odkształcenia po naciągnięciu na blejtram. Odkryto, że kilkadziesiąt obrazów pochodziło z jednej beli tkanej maszynowo, pociętej następnie i sprzedanej van Goghowi. Po co nam ta wiedza? Jak powiedział pan Wachowiak: „W tej sytuacji fałszerz ma niewiele do powiedzenia”.
Katarzyna Męczyńska wprowadza w tajniki konserwatorskiego fachu
Odkryć tajemnicę
Zamierzone na wystawie odwrócenie perspektywy było ożywcze. Lico obrazu może być przecież miłe, ale typowe, natomiast odwrocie stanowić konstrukcyjny majstersztyk lub kryć niesamowitą tajemnicę z przeszłości. Tak było w przypadku „Żółtych i czerwonych róż w wazonie” Władysława Ślewińskiego. Owszem, martwa natura piękna, ale jakie odwrocie! Odcisk pieczęci zostawiony przez żonę malarza, Eugenię Ślewińską. Numeracja, dodana prawdopodobnie przez Władysławę Jaworską, badaczkę Ślewińskiego, ze swadą opisującą w swych książkach losy spuścizny artysty. Na odwrociu znajdziemy też nalepki z kolekcji Arthura Altschula, nowojorskiego prawnika, kolekcjonera i filantropa. Jest też ślad po aukcji w Sotheby’s, dzięki której obraz trafił do Polski. Istny labirynt informacji, ale i twarde dowody na wyśmienitą proweniencję. Rarytas! Więcej na ten temat poczytacie Państwo w sierpniowym Arteonie. W czasie trwania wystawy wygłosiłam wykład o tym, jak ważna jest wiedza o pochodzeniu dzieła. Ten temat powróci do nas we wrześniu. Zapraszamy na najbliższe Spotkaniu ze Sztuką w Artykwariacie 21 września 2017 roku. Katarzyna Zielińska, specjalistka z Wydziału Strat Wojennych Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, opowie o badaniach proweniencyjnych dzieł sztuki.
Zaskakujące odwrocie obrazu Ślewińskiego
Bywają wystawy, które zdają się nie potrzebować odbiorców: my chcieliśmy, żeby widzowie zaangażowali się w temat maksymalnie. Zaprosiliśmy więc wszystkich do akcji „Odwróć obraz”. W domu, antykwariacie, gdzieś w mieście są obrazy, które można odwrócić i lepiej poznać. Dostaliśmy ciekawe zdjęcia, pokazujące inwencję odbiorców. To można wciąż robić! Bądźmy twórcami naszych prywatnych wystaw: odwracajmy obraz, badajmy je, poznawajmy!
Nadesłane zdjęcia, a wśród nich fotel z widoczną na odwrociu nalepką fabryki.
Przy wystawie „Po drugiej stronie obrazu” wyszliśmy poza jeszcze jeden schemat: papierowego katalogu. Nasz katalog jest dostępny w internecie, czyli wszędzie! Wyczerpany nakład, niedostępność – to nas nie dotyczy. Wejdźcie na stronę galerii http://www.artykwariat.pl/katalog.pdf i do woli, bezpłatnie korzystajcie z naszej wiedzy i pięknej oprawy graficznej autorstwa Witolda Dobaczewskiego.
Fragment katalogu z detalami „Sceny w salonie” Jeana Carolusa
Być kuratorem takiej wystawy, to powód do dumy i szczęścia. Wymarzona sytuacja, w której możemy poświęcić obiektom tyle czasu, ile potrzebujemy, z bliska oglądając każdy detal, ostrożnie dotykając i zastanawiając się nad każdą ryską czy wgłębieniem – smakując obraz. I tego życzę wszystkim miłośnikom sztuki!
Plakat wystawy „Po drugiej stronie obrazu”
Dorota Żaglewska
„AKADEMIA KARPETOLOGII.”
Gdzie Wschód spotyka się z Zachodem, czyli o dywanach
Co można powiedzieć o dywanach? Niby niewiele – chodzimy po nich, czasem odkurzamy, i już! Dlatego propozycję wykładu na ten temat w galerii ARTYKWARIAT przyjęliśmy z niejakim zdziwieniem. Czy jesteśmy dobrym miejscem do mówienia o dywanach? I kto będzie chciał o nich słuchać? Wątpliwości ustały kiedy Pan Mikołaj Pietraszak-Dmowski przesłał nam tytuł wystąpienia: „Akademia Karpetologii. Dywan – dzieło sztuki na podłodze”. Pierwsza część tytułu przypominała, iż istnieje nauka o dywanach. Zaś druga część uświadamiała, że dywan dywanowi nierówny, bywają te niezmiernie wysmakowane artystycznie, i te, które są tylko sposobem na izolowanie od chłodu.
Jednak prawdziwy przełom w dotychczasowym traktowaniu dywanów wyłącznie użytkowo przyniósł moment, kiedy to zobaczyliśmy na żywo przedmioty kolekcji prelegenta. Z początku niepozorne, zwinięte w rulony lub złożone w kostkę, wydawały się jedynie przyciężkawymi eksponatami. Lecz rozłożone, ukazane w całej okazałości, zaświeciły własnym światłem. Rozbłysnął jedwab, miękko zalśniła wełna, odsłoniła się mozaika barw. Nagle sensu nabrały abstrakcyjne motywy: środkowy ornament stał się mihrabem, a poboczne zdobienia: przedstawieniami świata sprzed pierwszego grzechu. I to był nasz wstęp do raju. Właściciel dywanów okazał się zarówno pasjonatem, jak i erudytą. Już wtedy, gdy planowaliśmy rozmieszczenie eksponatów, opowiadał o historii i sztuce kryjącej się za kobiercami.
Od Anatolii, przez Persję, do Chin
Najlepsze miało się jednak dopiero zacząć. Na Spotkaniu ze Sztuką 17 listopada, pan Pietraszak-Dmowski uraczył nas dwugodzinną opowieścią, w której wątki teoretyczne mieszały się z praktycznymi, jakby skrojonymi dla kolekcjonerów, a systematyczna wiedza wprawnie przeplatana była soczystymi anegdotami.
O swej miłości do dywanów pan Pietraszak-Dmowski mówi tak:
Moje kolekcjonerstwo kobierców tliło się we mnie od dawna. Z zazdrością słuchałem relacji kolegi dyplomaty, który w latach dziewięćdziesiątych kupował na targu w Moskwie za niewielkie pieniądze wspaniałe kobierce kaukaskie i turkmeńskie. Wizyta w galerii z kobiercami w Getyndze rozbudziła prawdziwe emocje, ale ceny były na polską kieszeń zbyt wysokie. Przełom nastąpił, gdy pomogłem memu krewnemu kupić dwa dziewiętnastowieczne obiekty do jego dworu i zaraz potem żałowałem, że sam ich nie zatrzymałem. [1]
Zacznijmy od nazewnictwa. Czym dywan różni się od kobierca, a ten od kilimu? Otóż dwa pierwsze określenia dotyczą tego samego typu obiektu, inna jest tylko etymologia słów. Natomiast kilim charakteryzuje się brakiem runa, a więc dłuższego włosa na powierzchni. Na spotkaniu skupiliśmy na kobiercach i dywanach. W Artykwariacie usłyszeliśmy o rozmaitych ich funkcjach, bowiem są takie, które służą do modłów (w skrócie nazywane modlitewnikami), do ochrony i ozdoby wnętrza, jako nakrycia stołów, derki do jazdy konnej, a czasem po prostu… na handel z Europejczykami i Amerykanami. Tutaj trzeba wspomnieć, iż gusta zachodnie nieraz wpływały na wygląd tych dywanów, które tworzone były z intencją sprzedaży – by wspomnieć choćby o formatach dostosowanych do zachodnich wnętrz i kolorystyce kobierców. I tak zieleń to kolor zarezerwowany dla Mahometa, a więc zbyt święty, by zanadto nim szafować na dywanie pobożnego muzułmanina. Z kolei kolor czerwony, z niewielkimi dodatkami żółci, bieli i czerni, dominuje w kobiercach turkmeńskich. To, co podoba się na wschodzie, nie jest już w guście zachodnim, dlatego rynek europejski czy amerykański najbardziej ceni z kompozycje z błękitami czy zieleniami. Dlatego tak ważne jest, by znać tło kulturowe kobierców. Dywany typowe dla regionów silnie zislamizowanych, posiadać będą dekoracje abstrakcyjne, zgeometryzowane. Natomiast dla kobierców z Persji, gdzie zachowała się silna tradycja przedstawieniowa, charakterystyczne są motywy roślinne, zwłaszcza kwiatowe i zwierzęce, związane z wyobrażeniami raju.
Dywan – jak to się robi?
Znawca dywanów z pasją opowiadał o maleńkich osadach w dzisiejszym Iranie lub Iraku, gdzie tradycja tkacka przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. Nie zabrakło tu wątków technicznych, dotyczących typów krosna lub splotów różnorodnych dla poszczególnych regionów, a także odmiennych długościach włosa, zależnych od warunków klimatycznych miejsca powstania. W skrócie rzecz można ująć tak: im chłodniejszy klimat, tym runo dłuższe, im zaś goręcej, tym krótsze. Wyjątkiem byli Chińczycy, lubujący się w strzyżeniu utkanych już kobierców tak, by stworzyć trójwymiarowy efekt powierzchni, a więc o różnej długości włosa.
Jak mówi sam kolekcjoner:
Szlachetny kobierzec jest najczęściej gęsto tkany. Oznacza to w wielkim skrócie, że np. na powierzchni 1 dm2 znajduje się 10.000 węzłów, a to przekładać się może nawet na dwa dni pracy dla wprawnego tkacza. O kobiercach mówi się, że są „wiązane”. To bowiem, co wyróżnia kobierce spośród innych tkanin, to runo, wiązane na osnowie. Gdy zatem zwykła tkanina swoją konstrukcję zawdzięcza osnowie i wątkom, to kobierzec ma jeszcze strzyżony włos.
… i jak sprzedaje?
Na spotkaniu nie zabrakło smaczków z rynku sztuki. Wschodnie kobierce cieszą się popularnością na Zachodzie już od kilkuset lat. Choć największe obroty na tym polu miały miejsce w latach 70. i 80. XX wieku, kobierce stale i niezmiennie lubią Niemcy i Anglicy, kochają Włosi, a Amerykanów na nie po prostu stać. Niemcy wolą kontrastujące, geometryczne kompozycje kobierców kaukaskich, dlatego ceny bardziej stonowanych dywanów perskich są na ich rynku często korzystniejsze. Najważniejszym ośrodkiem w naszej części Europy jest Hamburg, również z uwagi na swój portowy charakter. Tam też aukcje dywanowe budzą podziw rozmachem i ilością obiektów. Warto pamiętać, iż wszystko, co ma swoją cenę, bywa podrabiane. Dlatego zalecamy oglądanie i kupowanie w towarzystwie specjalisty, i tu pana Mikołaja Pietraszaka-Dmowskiego możemy polecić bez wahania. Na porządku dziennym jest bowiem sztuczne postarzanie dywanów przez intensywne wystawianie ich na słońce, by spłowiały. A skoro o słońcu mowa…
Dywan – materia (nie taka) delikatna
Generalnie kobiercom nie szkodzi ekspozycja na upał czy mróz. Co więcej, drastyczne temperatury mogą pomóc zwalczyć największych wrogów dywanu: moli. Groźniejsza dla dywanów jest wysoka wilgotność, ułatwiająca powstawanie pleśni. Dlatego też tak trudno jest dobrze wyczyścić kobierzec. Pranie w pralce jest teoretycznie możliwe, ale już skuteczne wysuszenie wypranego dywanu to wyzwanie, także dla profesjonalisty. Dlatego pan Pietraszak-Dmowski zalecał tradycyjną metodę czyszczenia – uprzednio schłodzonego dywanu – śniegiem.
Kobierce w Polsce
Choć nasz kraj słynął ze wspaniałych kobierców do tego stopnia, iż nazwano szczególny typ dywanów perskich tapis polonaise (o takim przykładzie poczytacie tutaj: http://masterpieces.asemus.museum/masterpiece/detail.nhn?objectId=10315), współcześnie zainteresowanie tą tematyką jest niewielkie. Kolekcjonerzy – jeśli są, nie ujawniają się, a na aukcjach sztuki próżno szukać kobierców. A przecież mamy wspaniałe tradycje zbierania dywanów, na czele z Włodzimierzem Kulczyckim (1862-1936) i jego synem Jerzym (1898-1974), których kobierce możemy podziwiać na Wawelu i w Muzeum Tatrzańskim (http://www.muzeumtatrzanskie.pl/?strona,doc,pol,glowna,1373,0,780,1,1373,ant.html
Wspaniałą kolekcję podarowała polskim odbiorcom także Teresa Sahakian (1915-2007), dzięki której kilkaset kobierców znajduje się w pałacu Pod Blachą w Warszawie (https://www.zamek-krolewski.pl/partnerzy/fundacja-teresy-sahakian-i-jej-zbiory)
Spotkanie ze Sztuką poświęcone kobiercom zmieniło punkt widzenia słuchaczy – niektórych, myślę, o 180 stopni. Warto doceniać te gałęzie kolekcjonerstwa, które w naszym kraju są niesłusznie zmarginalizowane. Oddajmy na koniec głos Mikołajowi Pietraszakowi-Dmowskiemu:
Wśród zbieraczy kobierców najważniejszym kryterium oceny obiektu jest jego wiek. Im dywan starszy, tym bardziej wartościowy i pożądany. Ale przecież, jeśli stare i przez to rzadkie dywany są poza naszym zasięgiem, bo są trudne do zdobycia i drogie, to przecież można jeszcze zbierać nowsze. One też kiedyś będą stare i z czasem nabiorą wartości. To proste odkrycie legło u podstaw mojej kolekcji i pozwoliło zacząć zbierać kobierce, które niekoniecznie są bardzo stare, ale ładne i dobrze wykonane. W dodatku są to często obiekty niedocenione i nie znajdujące innych amatorów, więc jeśli ktoś pozna się na ich urodzie, może je kupić po przystępnej cenie. (…) Moim zdaniem kobierce trzeba oglądać jak obrazy lub plakaty.
Dorota Żaglewska
[1] Wszystkie cytaty wypowiedzi czerpię z tekstu Mikołaja Pietraszaka-Dmowskiego, przygotowanego na wystawę własnej kolekcji kobierców wschodnich w Muzeum Okręgowym w Pile (2013-2014 r.)